Nie skłamię chyba, jeśli powiem, że to najmniej znany film Tony’ego Scotta? Co prawda nie lokujący się czołówce jego najlepszych dzieł, ale i tak będący lepszy niż jego ostatnie dokonania.
Niemniej dokucza, w przypadku tego obrazu, rozbicie na dwie połowy, granych na zupełnie innych gamach emocji. Pierwsza męczy niemiłosiernie – to co dzieje się przez podstawowe, rozlazłe 60 minut spokojnie zmieściło by się w dwudziestu, nie narażając widza na niekontrolowany sen i deprywację; druga, obraz zemsty niezależnie od ceny (bliskiej późniejszemu „Człowiekowi w ogniu”) – ma tempo, nietuzinkowych bohaterów, żądzę krwi, są wreszcie prawdziwe emocje.
No i bezbłędnemu zakończeniu nie można nic odmówić – jakże smutne, poetyckie, zupełnie inne od tego, do czego przywykliśmy.
Fani Scotta mogą obejrzeć...
Moja ocena - 5/10